Kancelaria Prawna Leszek Krupanek
Z życia kancelarii
Pacjent umierał, szpital nie widział
Pan Zbigniew był już na emeryturze. Jako górnik przepracował kilkadziesiąt lat w bardzo ciężkich warunkach, miał więc schorowane serce. Pewnego dnia siostra znalazła go sinego, tracącego przytomność, na podłodze.
Serce pana Zbigniewa było na tyle słabe, że już kilka lat wcześniej wymagało wszczepienia dwóch zastawek serca i stałej kontroli kardiologicznej oraz zażywania leków. Mężczyzna miał w domu pełną dokumentację swojego stanu zdrowia, ze szczególnym uwzględnieniem choroby krążenia. Pogotowie zabrało go do szpitala. Tam zrobiono mu EKG. Lekarze musieli widzieć wielką bliznę – ślad po wszczepieniu zastawek. Co więcej wynik EKG był nieprawidłowy. Wskazywał, że należy pacjentem pilnie się zająć, grozi mu nagła śmierć sercowa.
Mimo to pan Zbigniew trafił na neurologię. Uznano, że skoro ma nierówne źrenice, to z mózgiem dzieje się coś złego. Diagnoza słuszna, tyle że głównym problemem było źle pracujące serce, ono mogło wywołać niedotlenienie mózgu i dalsze konsekwencje.
Pan Zbigniew był co prawda konsultowany z kolegami z oddziału kardiologicznego. Jednak odbyło się to przez telefon, a neurolog prowadząca pacjenta zataiła przed kardiologiem, że pacjent ma wszczepione zastawki i złe EKG. Obecnie w sądzie w Katowicach lekarka tłumaczy, że nie wiedziała tego wszystkiego. Jednak sama przyznała, że rozbierała pacjenta do badania EKG, widziała bliznę, a co więcej, przyjmując emerytowanego górnika na neurologię wykonano mu rentgen płuc, na którym widać zastawki. Zostały one opisane przed radiologa.
Kilka godzin przed śmiercią w szpitalu zjawiła się siostra górnika. Zobaczyła, że brat jest siny, charczy. Dopiero ona wszczęła alarm i wymusiła podanie pacjentowi tlenu.
Pobyt na neurologii skończył się nagłą śmiercią pana Zbigniewa. Personel oddziału nie zauważył, że pacjent przestał oddychać. Oddział neurologiczny i inne dysponują pulsoksymetrami, które włączają alarm, gdy u pacjenta dochodzi do zaburzeń tętna lub spada ilość tlenu we krwi. Ale panu Zbigniewowi nie podpięto tego urządzenia, przy czym polega to jedynie na założeniu klipsa na palec. Gdy zauważono, że stało się z nim coś złego, skuteczna reanimacja była już niemożliwa.
Siostra pana Zbigniewa czeka na sprawiedliwość. Dziś sprawa toczy się przed katowickim sądem. Lekarze nie mają sobie nic do zarzucenia. Wspierają ich biegli, którzy nie widzą tych wszystkich zaniedbań i pomijają je w opiniach. Piszą, że pan Zbigniew otrzymał fachową opiekę, choć nie przeprowadzono mu m.in. podstawowego badania, jakim jest gazometria. Zaś inne badania wykazały postępującą martwicę mięśnia sercowego – należało podjąć natychmiastowe leczenie kardiologiczne, a pacjent był jedynie obserwowany i to przez lekarzy, którzy z kardiologią nie mają nic wspólnego.
Masz problemy, ale nie możesz się z nikim skonsultować?
My rozwiążemy Twój problem