Kancelaria Prawna Leszek Krupanek
Z życia kancelarii
Pacjent, który na złość przeżył
Pan Piotr wiele lat pracował jako kierowca ciężarówki. Nic więc dziwnego, że po jakimś czasie zaczął odczuwać silne bóle kręgosłupa. Diagnoza była jednoznaczna: na skutek zmian zwyrodnieniowych dysk uciska nerwy i potrzebna jest operacja a właściwie rutynowy zabieg.
Nieszczęście pana Piotra polegało na tym, że pragnął, aby zabieg odbył się w „najlepszym szpitalu ortopedycznym w południowej Polsce” i że udało mu się właśnie tam się dostać.
Początkowo nic nie wskazywało, że będą jakiekolwiek problemy, lecz w trakcie zabiegu lekarz tak nieostrożnie manipulował skalpelem, że uszkodził pacjentowi tętnicę biodrową (jedno z większych naczyń krwionośnych) nie dość tego: ani lekarz operujący nie zauważył, że doprowadził do śmiertelnie groźnego zaniedbania, ani też obecny przy operacji anestezjolog nie zareagował na spadek ciśnienia o gwałtownie pogarszające się parametry krwi pacjenta – nagły spadek ciśnienia krwi podczas zabiegu chirurgicznego zawsze jest sygnałem alarmowym nakazującym sprawdzić, czy nie doszło do uszkodzenia któregoś z naczyń krwionośnych – ta podstawowa wiedza najwyraźniej była niedostępna dla zespołu „specjalistów” operujących p. Piotra.
Zamiast znaleźć źródło wykrwawiania się pacjenta, lekarze zaszyli ranę pooperacyjną i przekazali chorego do Sali pooperacyjnej, gdzie pan Piotr – zapewne ze złośliwości nie chciał się wybudzić z narkozy.
Na Sali tej przeleżał blisko 5 godzin i nikogo nie dziwiło to, że mimo przetaczania ogromnych ilości krwi i innych płynów pacjent jest wciąż nieprzytomny i ma zbyt niskie ciśnienie. Dopiero młody lekarz po przyjściu na nocny dyżur spytał o pacjenta leżącego na Sali pooperacyjnej i usłyszał krótką informację: „facet nie chce się obudzić”.
Na szczęście dla pana Piotra młodemu medykowi nie wystarczyło takie tłumaczenie jego doświadczonych kolegów. Nakazał pilne badanie tomograficzne, które wykazało, że w brzuchu pacjenta zebrał się zbiornik ponad 2 litrów krwi która wypływała z uszkodzonej tętnicy.
Wtedy zaczęła się walka o życie pacjenta. Pana Piotra natychmiast przewieziono do innego szpitala, gdzie po ciężkiej operacji udało się zeszyć uszkodzoną tętnicę i w ostatniej chwili uratować życie pacjenta narażone przez nieudolność i nonszalancję „specjalistów” z poprzedniego szpitala.
Jakież było zdziwienie pana Piotra, kiedy „obudził się” w innym szpitalu, niż ten gdzie miał być leczony i w dodatku po kilku dniach po zabiegu. Przybyły natychmiast ordynator oddziału zakomunikował pacjentowi, że z medycznego punktu widzenia nie miał on szans na przeżycie tak rozległego i tak długo ignorowanego uszkodzenia dużej tętnicy, i najprawdopodobniej „albo nie było dla niego miejsca na górze albo ma coś jeszcze tu na dole do załatwienia”.
Niestety, zamiast znacznej poprawy kręgosłup pana Piotra bolał jak dawniej a dodatkowo ból zaczął promieniować do jego nóg, które na dodatek zaczęły drętwieć. Tego już było zbyt wiele. Pan Piotr postanowił walczyć o swoje prawa.
Wystosowałem w jego imieniu pismo, w którym poinformowałem administrację szpitala o zaistniałej sytuacji oraz zażądałem dla poszkodowanego stosownej rekompensaty. W odpowiedzi otrzymałem pismo pełnomocnika szpitala, który ostrzegał mnie przed „godzeniem w dobre imię placówki” pod groźbą bliżej nieokreślonych kroków prawnych.
Zatem sprawa musiała trafić do sądu. Pan Piotr pozwał zarówno szpital jak i jego ubezpieczyciela, który również nie widział żadnej nieprawidłowości w narażeniu człowieka na śmierć z wykrwawienia na Sali operacyjnej. Sąd powołał biegłego, który wpierw zwrócił uwagę na to, że zabieg u pacjenta przeprowadzono przestarzałą metodą (nie zalecaną już we współczesnej medycynie) a postępowanie personelu szpitala nazwał niebywały, i niewytłumaczalnym igraniem z życiem pacjenta. Pełnomocnik szpitala usiłował atakować tak samą opinię, jak i osobę biegłego, ale sąd pozostał nieczuły na prymitywne ataki personalne na biegłego i zasądził pacjentowi stosowne zadośćuczynienie za doznaną krzywdę.
Pytany o komentarz do zachowania zespołu operacyjnego oraz dalsze losy pacjenta mój znajomy – wybitny anestezjolog ( Panie Doktorze, pozdrawiam!) zamyślił się i powiedział: widzisz, bo kiedy pacjent bardzo chcę żyć, to współczesna medycyna bywa bezradna.
W tym miejscu wszystkim swoim potencjalnym klientom życzę, aby niezależnie od okoliczności bardzo chcieli żyć…
Masz problemy, ale nie możesz się z nikim skonsultować?
My rozwiążemy Twój problem