Kancelaria Prawna Leszek Krupanek

Z życia kancelarii

Skatowany i zlekceważony przez szpital

Młody mężczyzna trafił ze złamanymi kośćmi czaszki do szpitala. Lekarz odesłał go do domu. Życie uratowali mu dopiero lekarze z kolejnego szpitala.

Adam był typowym 18-latkiem. Jak prawie każdy w jego wieku miał dziewczynę. Problem polegał na tym, że mieszkała ona w sąsiedniej miejscowości, a sąsiedzi wybranki Adama nie byli zachwyceni ich znajomością. Teoretycznie nic im było do tego, oprócz takiego drobiazgu, że jakiś obcy podrywał ładną sąsiadkę.

Pewnego wieczoru Adam jak zwykle odprowadził Magdę do domu. Wracając do siebie natrafił na trzech sąsiadów wybranki, którzy postanowili z nim porozmawiać. Rozmowa wyglądała w ten sposób, że Adam został przewrócony, a następnie cała trójka zaczęła go kopać. Napastnicy kopali głównie po głowie. Jest to zrozumiałe. W ten prosty sposób chcieli mu wybić z głowy znajomość z Magdą.

Adam stracił przytomność. Nikt nie zadzwonił po pogotowie, choć wszystko działo się na głównej ulicy miejscowości. Na szczęście dla Adama ktoś zatelefonował do jego ojca z informacją, że syn został pobity i trzeba się nim zająć. Ojciec przyjechał na miejsce i widząc stan dziecka natychmiast zawiózł syna do najbliższego szpitala z oddziałem ratunkowym.

Tam spotkało Adama kolejne nieszczęście w osobie lekarza, który mając przed sobą oszołomionego, pobitego pacjenta stwierdził, że skoro ten pacjent na nic się szczególnie nie skarży, to widocznie nic mu nie jest. Jedyną kontuzją, której pan doktor nie mógł nie zauważyć, było złamanie nosa z jego przemieszczeniem. Przy czym lekarz nie podjął próby nastawienia nosa, a nawet nie dał Adamowi skierowania do poradni laryngologicznej. Zalecił mu tylko bliżej nieokreśloną kontrolę w bliżej nieokreślonej przyszłości.

Być może lekarz nie uczył się na studiach o szoku pourazowym, który sprawia, że ranny człowiek chwilowo nie odczuwa bólu. Lekarz zapewne zapomniał również, że jego oddział ratunkowy miał na wyposażeniu tomograf komputerowy, którym powinien prześwietlić głowę pacjenta w poszukiwaniu obrażeń. Zamiast tego pan doktor zlecił zwykłe zdjęcie rentgenowskie z ukierunkowaniem na nos. Stwierdził złamanie nosa i kazał Adamowi wrócić do domu.

Następnego dnia młodzieniec czuł się coraz gorzej, dlatego mama zawiozła go ponownie do szpitala. Wiedząc, co działo się poprzedniej nocy, zdecydowała się przejechać kilkadziesiąt kilometrów do innego szpitala – Centrum Urazowego w Sosnowcu. Dopiero tam Adam trafił na staranną opiekę. Jak się wówczas okazało, uratowało mu to życie.

Głowa pacjenta została w końcu przebadana tomografem. Stwierdzono złamanie kości czaszki w dwóch miejscach, złamanie oczodołu, złamanie zatoki szczękowej, a co najgorsze, ujawniono krwiak wewnątrz mózgu pacjenta, który był wynikiem mocnych uderzeń. W trybie pilnym Adam został zoperowany, co było zabiegiem ratującym życie, lecz mocno spóźnionym. Na szczęście dla Adama, interwencja powiodła się. W związku z tym, że krwiak wywołujący obrzęk mózgu narastał przez całą dobę, nie udało się uniknąć długotrwałych skutków uszkodzenia mózgu, w postaci głuchoty jednego ucha oraz lekkich zaburzeń wzroku.

Adam zgłosił swoje pretensje do pierwszego szpitala, gdzie był opatrywany zaraz po pobiciu, lecz szpital nie dość, że nie miał sobie nic do zarzucenia, to nawet odmawiał wskazania ubezpieczyciela, uniemożliwiając Adamowi uzyskanie odszkodowania od firmy ubezpieczeniowej. Adam skierował sprawę do sądu, który zażądał dokumentacji. Oglądając tę dokumentację zwróciliśmy uwagę, że wpisy dotyczące jego półgodzinnej obecności na oddziale ratunkowym, są dziwne. Udało nam się wymóc na sądzie, aby ten powołał biegłego grafologa. Biegły miał zbadać książkę odmów i przyjęć. Grafolog w sposób jednoznaczny stwierdził, że kilka zdań opisujących krótkie badanie Adama na oddziale ratunkowym, zostało sporządzone przez dwie różne osoby, trzema różnymi długopisami. Co oznacza, że dokumentacja została sfałszowana już po tym, jak Adam zgłosił swoje pretensje. M.in. dopisano informację, jakoby czaszka pacjenta była przy badaniu „niebolesna”, co było o tyle niemożliwe, że złamanie zatoki szczękowej czy oczodołu, są kontuzjami niezwykle bolesnymi, zaś sam Adam od początku twierdził, że przyjmujący go lekarz nie badał dotykiem jego głowy.

Co znamienne, pełnomocnik pozwanego szpitala w żaden sposób nie odniósł się do opinii biegłego i nie próbował zaprzeczać, że dokumentacja została podrobiona. Szpital teraz koncentruje się na bagatelizowaniu skutków niewłaściwej diagnostyki twierdząc, że głuchota jednego ucha i kłopoty ze wzrokiem wcale nie muszą mieć źródła w rosnącym w mózgu Adama krwiaku, który nie dość szybko został rozpoznany i usunięty.

Obecnie czekamy na wyrok, jakie odszkodowanie p. Adam powinien otrzymać za karygodne niedbalstwo lekarza oddziału ratunkowego, który najwyraźniej minął się z powołaniem…

Masz problemy, ale nie możesz się z nikim skonsultować?
My rozwiążemy Twój problem

Zadzwoń
(+48) 32 253-02-45
(+48) 731 13 13 13